Близько обіду прибув на румунсько-український кордон. Думав, що постоїть тут годину . Ми розмовляли о 17 годині. Далі стояв в довгій черзі.
– Коли я прийшов сюди рано, на кордоні, черга була близько 600 метрів. Коли ми розмовляємо вже має кілька кілометрів і ще тягнеться на бічні вулиці цього містечка на кордоні, – каже пан Павел (ім’я змінено на прохання чоловіка – ред.).
Повернувся додому через Румунію, із Закарпаття йому було ближче.
Він підприємець із Хелма. Вже 15 років – як каже – працює у збройному секторі в Україні. Кілька днів тому виїхав на Закарпаття. У справах бізнесу, але й мав зустрічі з клієнтами.
Вчора (23 лютого) ніщо не віщувало того, що сталося вночі. Напади Росії на Україну і пекло, що сталося.
– Вчора за столом ми навіть сміялися з цього, а вийшло як вийшло, – додає він. – Коли я виїжджаю з України нічого подібного не було.
Пана Павла об’єднують не лише робочі справи, а й дружба. Як тільки він дізнався про початок війни, він зателефонував своїм українським друзям і…
– … Я запропонував житло в Польщі, – уточнює він. – Усі, з ким я спілкувався, як зі сходу, так і з заходу України, просили допомоги сім’ям, дітям, дружині. Хочуть залишити їх у безпечному місці. Натомість кожний з них казав, що залишиться тут, щоб боротись перед вторгненням. Але й зі страху про майно, бо інакше все буде вкрадено, – каже пан Павел.
І додає: – Я можу допомогти їм знайти місце в Хелмі.
Поки ми говоримо, кордон на українсько-румунському кордоні все ще переповнений. – Як тільки я піду, мені доведеться десь відпочити, – додає Павел.
– Наразі почали пропускати пішоходів тут із закордонними паспортами, – повідомляє він. — Тепер сюди приходять цілими родинами. Але спочатку їх взагалі не було. Кордон перетинали лише молоді чоловіки 25-40 років. З валізами чи малими рюкзаками. Мабуть, перед службою у війську. Втікають з України.
– О, я здивований, бо хвилину тому я бачив в TVN24 молодих українців, які виїхали з Польщі в Україну потягом, щоб їхати на фронт, – каже він.
– Я теж про це чув, – відповів пан Павел. – Мені подзвонили знайомі, які наймають на роботу українців. Вони сказали, що виїжджають перш за все, щоб бути там і захистити свої сім’ї. Те, що я почув телефоном і те, що побачив на власні очі – це різні світі.
– Я також спілкувався з прикордонниками. Я запитав, як бачать вони ситуацію. Почув, що чекають наказів у зв’язку зі воєнним станом. Якщо буде, то перестануть пускати молодих українців за кордон, – каже Павел.
І по хвилині додає, – Знаєте, завжди є такий відсоток, який думає по-іншому.
Mirosław Wieczorek/News4Media/fot. archiwum prywatne
Na granicy ukraińsko-rumuńskiej: tłok i kilometrowe korki
Na granicy rumuńsko-ukraińskiej pojawił się około południa. Myślał, że postoi z godzinę, półtora. Rozmawialiśmy około 17. Wciąż stał w długiej kolejce.
– Kiedy przyjechałem rano tu, na granicę, kolejka miała jakieś 600 metrów. Kiedy rozmawiamy ma już kilka kilometrów i jeszcze rozciąga się na boczne uliczki tego miasteczka na granicy – mówi pan Paweł (nazwisko zmienione na prośbę rozmówcy – red.).
Wyruszył w drogą powrotną do domu przez Rumunię, bo z Zakarapcia było mu tędy bliżej.
Jest przedsiębiorcą z Chełma. Od 15 lat – jak mówi – prowadzi biznesy w sektorze zbrojnym na Ukrainie. Kilka dni temu pojechał do Zakarpackiej Obłasti. W celu bardziej biznesowym, ale miał też spotkania integracyjne z klientami.
Jeszcze wczoraj (23 lutego) nic nie zapowiadało tego, co się zadziało w nocy ze środy na czwartek. Napaści Rosji na Ukrainę i piekła, jakie się rozpętało.
– Wczoraj przy stole śmieliśmy się nawet z tego, a wyszło, jak wyszło – dodaje. – Kiedy w czwartek rano wyjeżdżałem z Ukrainy, nic się takiego nie działo, wszystko toczyło się swoim życiem.
Pana Pawła łączą z Ukraińcami nie tylko relacje biznesowe, ale także koleżeńskie. Jak tylko dowiedział się o wybuchu wojny, obdzwonił znajomych Ukraińców i…
– …zaoferowałem noclegi w Polsce – precyzuje. – Wszyscy, z którymi rozmawiałem, i z tymi ze wschodniej, i z tymi z zachodniej Ukrainy, poprosili o pomoc dla rodzin, dla dzieci i żon. Chcą ich zostawić w jakimś bezpiecznym miejscu. Natomiast każdy z nich zapewniał, że zostaje tutaj, na miejscu, żeby bronić się przed tą inwazją. Ale także z obawy o swój majątek, bo inaczej wszystko zostanie rozkradzione – opowiada pan Paweł.
I zaznacza: – Jestem w stanie pomóc im znaleźć mieszkanie w Chełmie i zapewnić przysłowiową miskę ryżu.
Kiedy rozmawiamy, na granicy ukraińsko-rumuńskiej wciąż panuje tłok. – Jak już przekroczę, będę musiał gdzieś odpocząć – dodaje pan Paweł.
– W tej chwili zaczęli przepuszczać pieszych, którzy przychodzą tutaj z zagranicznym paszportami – relacjonuje. – Teraz przychodzą tu całe rodziny. Ale na początku w ogóle ich tu nie było. Przez granice przechodzili tylko młodzi mężczyźni w wieku 25-40 lat. Z walizkami albo małymi plecakami. Ewidentnie po to, żeby uciec przed poborem do wojska, nie dostać wezwania na front. Uciekają z Ukrainy.
– O, to jestem zaskoczony, bo chwilę przed rozmową z panem widziałem w TVN24 młodych Ukraińców, którzy z kolei wyjeżdżali z Polski na Ukrainę po to właśnie, żeby pójść na front – mówię.
– Też o tym słyszałem – odpowiada pan Paweł. – Dzwonili do mnie znajomi, którzy zatrudniają Ukraińców. Powiedzieli, że wyjeżdżali przede wszystkim po to, żeby być na miejscu i chronić swoje rodziny. To, co usłyszałem dzisiaj przez telefon, a to, co teraz widzę na własne oczy, to są dwa różne światy – podkreśla.
– Rozmawiałem też z pogranicznikami. Pytałem, jak oni widzą tę sytuację. Usłyszałem, że czekają na rozkazy w związku z obowiązującym stanem wyjątkowym, bo na razie nie wiedzą, co robić. Jak przyjdzie, to wtedy przestaną wypuszczać młodych Ukraińców za granicę – mówi pan Paweł.
I po chwili dodaje: – Wie pan, zawsze jest jakiś procent, który myśli inaczej i inaczej chce sobie wszystko poukładać…
Mirosław Wieczorek/News4Media/fot. archiwum prywatne